wtorek, 11 marca 2014

Mina svenska favoriter czyli subiektywna lista szwedzkich rzeczy, bez których nie mogę się już obejść :-)


Dzisiejszy wpis powstał spontanicznie. Nieplanowanie. Pewnie gdyby nie blog to podzieliłabym się w dwóch zdaniach moimi przemyśleniami ze znajomymi "na fejsbuku" :-) No ale mam mój blog, więc mogę się tu rozpisać.
Jak już wcześniej wspomniałam w Szwecji pracuję w tzw. homeoffice. Homeoffice to w teorii pokój "komputerowy" a w praktyce najczęściej przy stole w kuchni, bo stąd mam najładniejszy widok za oknem, bo blisko po kawę, bo kuchnia to serce domu. Lubię tu pracować jak jestem sama.
Dziś przy śniadaniu otworzyłam drzwi na taras, poczułam mieszankę zapachu wiosny, ziemi, ściętych drzew (sąsiad wycina las blisko nas). Ciepłe, pachnące powietrze, słońce, ptaki drące dzioby, gęsi gęgające na jeziorze, wszystko to spowodowało, że zamiast w pracować w kuchni zabrałam dokumenty, komputer, duży kubek kawy i poszłam do mojej szklarni. Na szczęście wifi z domu dochodzi do tej części ogrodu. Więcej o tym cudownym miejscu będę pewnie pisała jak już sezon szklarniowy będzie w pełni. Na razie zeszłoroczne zdjęcia można obejrzeć w facebookowym albumie na profilu Korsaberg.
To nie był dobry pomysł, bo zamiast pracować siedziałam i dumałam, że to jeden z najlepszych projektów, jakie zrealizowaliśmy. Dziś w szklarni miałam 20 stopni i pachniało ziołami zza uchylonych drzwi do foliowego inspektu, w którym zimowały delikatne rośliny... bajka. Bez tej szklarni nie wyobrażam już sobie mojego szwedzkiego, wiejskiego życia. Po krótkim zastanowieniu się nad tym, bez czego trudno byłoby mi się obejść a z czym zetknęłam się w Szwecji, miałam już sporą listę rzeczy, których obecność w moim życiu bardzo doceniam.

1. Szklarnia, bezsprzecznie na szczycie mojej listy, powodów chyba nie muszę podawać, to przecież oczywiste :-) Myślę, że gdybym nie mieszkała w Szwecji nigdy pewne projekty nie wpadłyby mi do głowy, do szklarni (i jeszcze do kliku innych prac) zainspirowała mnie Szwecja. Tu wiele rzeczy się robi własnoręcznie lub we własnym zakresie, wypożyczając np. odpowiednie maszyny (bez udziału "fachowców"), a satysfakcja z tego płynąca jest równie wielka jak radość z wykonanego projektu.


Szklarnia. 

Od punktu drugiego kolejność jest zupełnie przypadkowa, po prostu najpierw wypisałam sobie listę a później dopisałam krótkie uzasadnienie :-)

A zatem:
2. Białe noce latem. Zjawisko opisane w Wikipedii. Oczywiście im wyżej na północ, tym efekt jest bardziej zjawiskowy ale i tak na południu Szwecji w okresie najkrótszych nocy w roku, czyli od końca maja do połowy lipca można się bardzo zdziwić patrząć na zegarek. O godzinie 23/24 przy bezchmurnym niebie jest tak widno, że bez problemu można na dworzu czytać.  A już o drugiej nad ranem zaczyna sie wschód słońca.  
3. Osthyvel czyli nóż do sera. Wbrew nazwie to narzędzie uniwersalne i niezastąpione w kuchni. Służy m.in. do obierania warzyw, krojenia ogórka w plasterki lub podłużnych warzyw na wstążki do sałatek, wycinania okrągłych pierniczków i odpowiedniej grubości (ciasto piernikowe w formie rulonu zamrażam na półtwardo, potem wystarczy pociąć nożem do sera plasterki i już piernczki gotowe, bez bawienia się w wałkowanie i wycinanie foremką). Na pewno przez lata użyłam go do wielu innych rzeczy, których w tej chwili nie pamiętam, po prostu używa się tego noża wtedy, gdy jest taka potrzeba :-)
4. Maszynka do gotowania jajek. Niby nic specjalnego. Ale spróbuj ugotować więcej niż dwa jajka w garnku na idealnie miękko, tak żeby żółtko się nie ścięło a białko nie było płynne. Jak umiesz, to gratulacje. Mi się nigdy ta sztuka nie udała. Poza tym zimne jajka z lodówki włożone do gorącej wody mają tendencję do pękania. A tu po prostu wkładasz jajka, nakłuwasz, wlewasz odpowiednią ilość wody i czekasz kilka minut. Rewelacja!
5. Podgrzewane fotele w samochodach. W standarcie w fotelach kierowcy i pasażera. Chyba nie trzeba tłumaczyć, dlaczego to się w tym zestawieniu znalazło. Wystarczy tylko powiedzieć, że zanim zimą samochód się nagrzeje od sinika mija kilka dobrych minut, fotele grzeją pupę i plecy od razu :-)
6. Szwedzkie sery twarde. Mój absolutny faworyt to whisky cheddar z Kvibille. Szwedzi, o czym nie mówi się w Polsce, mają duże tradycje w produkcji twardych serów. Czego niestety nie można powiedzieć o wędlinach i pieczywie :-(
7. Kawa. Szwedzka kawa do użytku domowego nie ma sobie równych. Moja faworytka to Gevalia mellanrost. Ostatnio robiąc porządki w kuchni w polskim domu w Warszawie, doliczyłam się pięciu 500 gr. opakowań tej kawy :-) Mogę się podzielić :-)
8. Czyste pociągi i toalety w nich, do których można bez obaw wejść. Komentować tego chyba nie trzeba.
9. Miary w dl. Wszystkie receptury w Szwecji przeliczone są na miary objętościowe: w decylitrach - 100ml, łyżkach - 15ml, łyżeczkach - 5 ml i szczyptach - 1ml. Będąc w IKEA na pewno spotkaliście się z kolorowymi miarkami zawieszonymi na kółeczku. Weźmy np. taką szklankę z polskich receptur. Każda szklanka jest inna, taka miara nie  jest zatem miarodajna. Ok, zawsze można ważyć, ale to też nie jest wygodne rozwiązanie. Ja wszystkie moje stare przepisy z Polski przeliczyłam sobie kiedyś na szwedzkie miarki. Wyszło mi, że do pewnego ciasta potrzebuję 2 dl i 2 łyżki stołowe mąki. To bardzo ułatwia proces przygotowania potraw.
10. Możliwość zamówienia wiosną u znajomego myśliwego całego dzika. Mieszkając w Polsce kilkakrotnie jadłam mięso z dzika w postaci jakiegoś gulaszu lub wędlin, wówczas do głowy by mi nie przyszło, że będę miała kiedyś zamrażarkę wypełnioną poporcjowanym dzikiem :-). Grillowane steki i kotleciki, pieczeń czy gulasz są pyszne.
11. Loppisy czyli pchle targi. Kocham stare rzeczy. Z duszą. W Polsce starocie są bardzo drogie, w Szwecji za bezcen można znaleźć antyki lub oryginalne bibeloty. 
12. Kultura jazdy i bezpieczeństwo na drogach. Komentarz wydaje się zbędny.
13. Motocykl. Pierwszy raz w życiu usiadłam na motorze 12 lat temu. Zakochałam się od pierwszego przejechanego kilometra. Przez pierwsze lata jako pasażer, od 2009 roku już jako kierowca :-) W Szwecji wydaje się, że na motorach jeżdżą prawie wszyscy, a dziewczyny/kobiety w różnym wieku, stanowią ogromny procent wszystkich motocyklistów. Szwecja dała mi możliwość odkrycia tej wielkiej przyjemności! Nie potrafię opisać uczuć, które mi towarzyszą podczas jazdy. To trzeba poczuć, żeby się przekonać.



To jest mój obecny angielski Czarny Rumak, Matchless G80.


A to motocykl, który jest moim marzeniem, Ducati Monster 600. Piękny prawda? :-) 


Na pewno pominęłam inne rzeczy, trudno w ciagu kilku chwil przypomnieć sobie wszystko. Czytam i widzę, że pominęłam w powyższej liście przedszkole, do którego chodziła moja córka i które bardzo dobrze wpłynęło na Jej rozwój. Pominęłam przyjście na świat mojej córeczki w Szwecji, o czym nie będę się rozpisywać, bo to zdecydowanie zbyt intymna sytuacja, wystarczy tylko, że napiszę, że podczas tych kilkunastu bardzo ważnych w życiu godzin, czułam się bezpiecznie i komfortowo a najważniejsze, że tu tak po prostu jest, że nie trzeba płacić za to, żeby być traktowanym z szacunkiem. To jest bezcenne.

Jak sobie jeszcze coś ważnego przypomnę, to nie omieszkam tego dopisać do mojej listy :-) Bo nagle, czytając powyższy tekst stwierdzam, że z niezobowiązującego tekstu zrobiła się ważna lista. Ważna, bo pozwala mi obiektywnie stwierdzić, że ta Szwecja to jednak taka straszna do końca nie jest :-) A że nie jest taka, jaka chciałabym, żeby była; cóż..., że za klasykiem powtórzę... Nikt nie jest doskonały :-)


Kurcze, wracam do pracy :-(

Dużo słońca Wam życzę Kochani!
//K.


12 komentarzy:

  1. Aż nie wiem co napisać. Uwielbiam Cię!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z wzajemnością, często w swoich postach przekazujesz swoje ale również i moje myśli i reflekse :-)

      Usuń
  2. bardzo fany tekst!a jako "nowa" w Szwecji na pewno spróbuję sera :) bo ja w mieście to raczej innych rzeczy jak na razie nie doświadczę (ale czekam z niecierpliwością na białe noce :) ) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci Karo za odwiedzenie mojego bloga :-) A białe noce od lat robią na mnie wrażenie tak samo ogromne każdego roku :-)

      Usuń
  3. Przeczytałam z zaciekawieniem. Choć Skandynawię znam, że tak powiem z obrazka, to rzeczywiście te rzeczy, o których piszesz, są tym, co dorzucone do mojej fascynacji designem, stanowiłoby pełnię poznania, hihi :)) Ta kawa, którą rzcezywiście raz dane mi było mieć! bo moja mama, która pracuje w poradni chirurgicznej po porostu dostała od kogoś i oczywiście znając moje miłości od razu mi podarowała, ten nóż do sera, o którym marzę, loppisy (nie znałam nazwę, ale dzisiaj wpisuję do słownika, bo tak piękne, że chyba posta o nim napiszę :P).
    Dobra, nie zanudzam już.
    Fajnie że mnie od kaluszy do Ciebie zagnało. Pozdrawiam****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Agnetho za odwiedziny i komentarz. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego co robisz. To piękne i niezmiernie eleganckie rzeczy. Plus świetne zdjęcia. Z wielką przyjemnością weszłam w Twój świat.
      A co do loppisów to jeśli miałabyś jakieś pytania to pisz. To wyjątkowo wdzięczny temat, często śmietnik, czasem kopalnia skarbów.
      Fajnie, że Cię zagnało :-)
      Słonecznego dnia!
      Uściski
      //K.

      Usuń
  4. Karuś, ponownie wielkie ukłony i wyrazy uznania! Jesteś niesamowita, aż brak słów! Przeczytałam tylko wstęp, resztę zostawiam na wolną chwilę i już się cieszę! ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj, mnie zdarza się często tęsknić za kawą i loppisami :)

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny wpis, trafiłam przez wpis o świecach :)

    z ciekawością przeczytałam, bo mam aktualnie kryzys w temacie lubienia Szwecji, ale jednak widzę, że całkiem sporo jest rzeczy, które tu lubię - dzięki!!!!
    :)

    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. acha, a niektóre rzeczy muszę dopiero odkryć, jak te loppisy...
      choć mój mąż to najchętniej wystawiłby połowę moich gratów na loppis, nie wiem czy zniósłby cudze graty z innych loppisów... :/

      Usuń