poniedziałek, 24 marca 2014

Slowfood - wiem co jem.


W czwartek w ubiegłym tygodniu otrzymaliśmy zamówionego kilka tygodni wcześniej dzika. Dzika upolowanego w lasach w okolicy mojej szwedzkiej wioski. Dzików naszych lasach jest sporo a odstrzał zwierząt odbywa się pod kontrolą odpowiedniego organu w tut. Urzędzie Wojewódzkim. Każdy myśliwy jest zrzeszony w jakiejś grupie łowieckiej, grupy te otrzymują informacje jakie dzikie zwierzęta, ile sztuk i w jakim wieku można upolować w danym sezonie. Wielu mysłiwych poluje we własnych lasach. Wszystko jest legalne, bez kłusownictwa.
W czwartek opublikowałam na instagramie zdjęcie grafiki "rozbioru pułtuszy świni"


Źródło: Rzeczpospolita

Opisałam to zdjęcie następująco: "Dzik z pobliskiego lasu wylądował pod nożem. To bardziej humanitarne niż hodowla zwierząt na rzeź". W związku z kontrowesjami jakie powstały w komentarzach pod tym zdjęciem na moim profilu na FB chciałam rozwinąć tę myśl i napisać dlaczego tak uważam.

W Szwecji chodowla trzody chlewnej jest restrykcyjnie kontrolowana. Każdy "producent" - słyszycie jak to brzmi, producent mięsa (a to są żywe zwierzęta!) jest zobligowany do zapewnienia zwierzętom optymalnych warunków, nie wolno ich przywiązywać, tak jak to ma miejsce w sąsiedniej Danii. Locha karmiąca jest oddzielona od swoich maluchów specjalną kratą (żeby ich nie przygnieść), pod którą maluchy mogą przejść do mamy na karmienie ale ona sama nie może wejść na ich "posłanie" umieszczone pod specjalnymi lampami grzewczymi. W Danii locha jest przywiązywana! Zwierzęta w Szwecji muszą mieć zapewnioną minimalną powierzchnię w swoich boksach jeśli nie są chodowane na wolnym wybiegu. Dodatkowo zwierzęta przeżywają ogromny stres zwiazany z transportem z miejsca chowu do ubojni. Jak jest z ubojem zwierząt też wszyscy wiemy. Dzikie zwierzę całe swoje życie spędza na wolności, nie ma stresu związanego z przebywaniem z ciasnych boksach, żyje zgodnie ze swoją naturą. Śmierć dzikiego zwierzęcia jest bardzo szybka, strzał w klatkę piersiową (serce) powoduje śmierć na miejscu bez zbędnego cierpnienia i stresu.
Polowanie na zwierzęta towarzyszy ludzkości od początku. Przez wieki ludzie polowali, nie dla rozrywki tyko żeby przeżyć. Tzw. prawo natury. I to właśnie miałam na myśli, pisząc, że to bardziej humanitarne.
Od dawna unikam jak ognia duńskiej wieprzowiny, ze względu na niehumanitarne traktowanie zwierząt oraz na zwiększone ryzyko zakażenia mięsa salmonellą (zdarza się, że duńskie mięso wieprzowe i drobiowe jest zakażone salmonellą). Generalne unikam kupowania mięsa i wędlin w supermarketach. Wędliny kupujemy "u Węgra" :-) Gdzieś na południu Småland znajduje się mała firma, która skupuje mięso od okolicznych rolników i we własnym zakresie przetwarza je na świetne wędliny, wędzonki, szynki. Raz w miesiącu przyjeżdża samochód-chłodnia do mojego miasta, kupuję wtedy zapas na około 3 tygodnie, wędzone wędliny i kiełbaski wytrzymują zawieszone w spiżarni wiele dni bez zepsucia się, szynkę dzielę na części i mrożę. I w tym przypadku mogę powiedzieć, że wiem co jem. Jeśli chodzi o mięso to 30 kg mięsa z dzika, około 12 kg mięsa jagnięcego (kupujemy raz w roku gotowe poporcjonowane już mięso od lokalnego producenta, de facto ojca szkolnej przyjaciółki mojej córki). Oczywiście minusem kupowania jednorazowo takiej ilości mięsa jest jego mrożenie, ale wolę mrożone eko niż co tydzień świeże mięso ze sklepu, faszerowane antybiotykami i paszą zbożową. Drób systematycznie w miarę naszego zapotrzebowania kupuję bezpośrednio u "producenta drobiu" w sąsiednim miasteczku. Mailowo składa się zamówienie, a w każdy piątek przyzakładowy sklep sprzedaje zamówionie wcześniej mięso. Prócz mięsa jemy dużo warzyw i ryb. Z warzywami jest gorzej, nie mam w okolicy gospodarstwa, w którym mogłabym wszystkie warzywa kupić, natomiast przykładam dużą uwagę do tego co kupuję w sklepie, najczęściej wybieram produkty eko.
Jeśli chodzi o produkty mleczne i nabiał to kupujemy produkty z mleczarni Wapnö Gård w pobliskim Halmstad. Duży, lokalny producent mleka, u którego krowy pasą się od wiosny do jesieni na łąkach, w oborach nie stoją w boksach tylko chodzą luźno po ogromnych wiatach wyścielonych słomą. Mleko prosto z "dojarki" spływa do mleczarni oddalonej o kilkanaście metrów, w której produkowane są wszelkiego rodzaju produkty mleczarskie. Wapnö Gård prócz mleka od jakiegoś czasu produkuje również produkty mączne. Różne rodzaje mąk, płatki owisane, otręby etc. Tego akurat już nie kupuję, bo od pół roku nie jem produktów zbożowych i cukru. Przestawiłam się na dietę niskowęgowodanową. Zresztą z wielką korzyścią dla zdrowia i samopoczucia!


Źródło: www.wapno.se 

Dla mnie slowfood to przede wszystkim skupienie się na tym, żeby świadomie wybierać żywność. Żeby wybierać produkty od lokalnego producenta lub z pewnego źródła. Unikać żywności niewiadomego pochodzenia, przygotowywać posiłki od podstaw, ze świeżych produktów. Raz w życiu kupiłam mrożonego "gotowca", było to jakieś danie rybne do odgrzania w mikro lub w piekarniku. Odgrzałam, przełożyłam na talerz, posmakowałam i... całe danie wylądowało w koszu na śmieci. Tego nie dało się zjeść.  
I nikt mi nie powie, że przygotowanie posiłków od podstaw zabiera dużo czasu, ja w ciągu max. 30 minut (przygotowanie) plus czas na gotowanie, pieczenie, etc... mam codzienny obiad. Smaczny i zdrowy. A przygotowanie bardziej fantazyjnych posiłków w weekendy, kiedy jest czas na bawienie się w kuchni, uwielbiam! 
Prawdopodobnie na moje obecne podejście do żywności i przygotowywanie jedzenia miała wpływ moja krótka acz intensywna przygoda z gastronomią jakiś czas temu, z miejscem, gdzie duży nacisk kładło się na to co i gdzie się kupowało a potem jak się te produkty przygotowywało i serwowało. Ale to jest już inna historia.

Zgłodniałam. Zupa, którą nastawiłam jakis czas temu powinna być już gotowa. Pachnie obłędnie! A to nic takiego, zwykła pomidorowa, gotowana na bulionie z piersi z kurczaka i warzyw, z pomidorami przesmażonymi na maśle. Moja córka zaczyna wymownie krążyć po kuchni.

Czas na zdrowy obiad :-)

//K.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz