W
latach 80-tych zawsze pod koniec listopada zjawiał się u nas w domu mój
przyrodni brat Cezary (dużo starszy ode mnie) z dużą torbą na ramieniu. Torba
wyładowana była skarbami. Słodycze, kawa, kosmetyki, czasem nawet jakaś zabawka
lub ubranie dla mnie :-) Rzeczy te mój brat otrzymywał od swoich znajomych
Szwedów, których poznał jeżdżąc do Szwecji we wczesnych latach studenckich na
tzw. saksy (tak, temat Szwecji w mojej rodzinie przewijał się od dawna). Wtedy
w Polsce niczego w sklepach nie było. O świątecznych delikatesach można było tylko pomarzyć. Czasem na Koszykach "rzucili" trochę kubańskich pomarańczy a w sklepach
były jedynie wyroby czekoladopodobne w opakowaniu zastępczym... pamiętacie?
Dlaczego
to piszę? Dlatego, że wśród tych wszystkich skarbów w torbie Cezarego zawsze
był on... kalendarz adwentowy dla mnie :-) Czekoladki w tym kalendarzu (podobnie
jak i dziś) były paskudne, ale dla nas, dzieci PRL to był produkt tak
luksusowy, że wydawało się, że nic nie może lepiej smakować niż ta czekoladka ze szwedzkiego kalendarza.
To co
kiedyś dla mnie było synonimem luksusu teraz dla mojego dziecka jest tak powszednie
jak bułka z masłem, czerstwa w dodatku. Kalendarz adwentowy kupiłam mojej córce
raz, ze trzy lata temu, pierwszą czekoladkę, którą wyłuskała z kartonika po jej
posmakowaniu wyrzuciła, nie dało sie tego zjeść, (skład na opakowaniu: cukier, tłuszcz
utwardzany, śladowa ilośc kakao i długa lista E...) Cóż. To był pierwszy i ostatni kalendarz adwentowy.
Do
ubiegłego roku.
Karolina z bloga Hemma hos Johanssons zainspirowała mnie swoim wpisem. Na drugi dzień pobiegłam do warsztatu i zaczęłam się bawić w stolarza :-)
Karolina z bloga Hemma hos Johanssons zainspirowała mnie swoim wpisem. Na drugi dzień pobiegłam do warsztatu i zaczęłam się bawić w stolarza :-)
Zaczęłam
od obliczenia kąta i ilości "gałązek" choinki, wyrysowania szablonu
na kartonie i wyszukania odpowiednich listewek. Potrzebowałam jeszcze opakowanie
drewnianych spinaczy do prania, trochę farby, piłę i wkrętarkę, kilka śrubek i
pistolet do kleju.
W
ciagu kilku godzin powstał kalendarz, który ucieszył moje dziecko, był
dekoracją adwentową a przede wszystkim jest wieloletni :-)
Córka już mi przypomina o kalendarzu. Żebym przypadkiem nie zapomniała. A ja się zastanawiam co w tym roku powinno znaleźć się w tych 24 pakiecikach :-)
Pozdrawiam Was ciepło i... byle do grudnia :-)
//K.
Świetny pomysł!
OdpowiedzUsuńI zrobiłaś sama taki kalendarz??? Wow!cudo Karolina!
OdpowiedzUsuńTak, trzeci rok z rzędu służył Livii :) Dziękuję Ellie :*
UsuńCzadowy !!!
OdpowiedzUsuń