Pracowałam dziś w szklarni. Słuchałam jak
deszcz stuka w dach, wszystkie zewnętrzne dźwięki odbierane są przez mózg w tym
miejscu znacznie intensywniej. Po pierwsze nie włączyłam muzyki, celowo, żeby
słyszeć ten stukot deszczu w dach, a przez otwarte drzwi szczebiot ptaków. Mimo
deszczu drą dzioby już nie w stereo a w kwatrofonii. No i kukułka. Gdzieś
niedaleko, bo wyraźnie słychać kuku, kuku, kuku... Po drugie w szklarni dżwięki
zewnętrzne potęgują swoją intensywność, może to echo odbijające się od dachu,
może fakt, że nie widać nic przez matowe ścianki.
Skończyłam pracę trochę wcześniej i pomyślałam, że może coś napiszę...
Uświadomiłam sobie jednocześnie, że jeszcze
tu, na blogu, nie opisałam moich dwóch ostatnich, dużych projektów - Szklarni i
Małego Domku. Dziś będzie o tej pierwszej.
Napiszę o moim ukochanym miejscu w Szwecji.
Szwedzi na takie miejsca mówią "smultronställe" czyli miejsce
poziomkowe. Do miejsc poziomkowych udajemy się, żeby odpocząć, zrelaksować
się, pobyć sam na sam ze sobą. Najczęściej są to wyjątkowe i piękne miejsca np.
polana w lesie, plaża lub przytulna kafejka :-) Znajomy ma takie miejsce gdzieś
w Bieszczadach, daleko od ludzi, na połoninie. Też pięknie :-)
Dla mnie moja szklarnia jest takim właśnie
miejscem, jednym z kilku, ale o reszcie nie będę mówić, smultronställe
utrzymuje się w tajemnicy przed innymi :-)
Jeśli ktoś śledzi facebookową stronę
Korsaberg to wie, że w 2012 roku rozpoczęła się budowa szklarni, projekt
zakończył się w 2013. To znaczy jeszcze trochę zostało do zrobienia, np.
ułożenie cegieł podłogowych przed wejściem, odmalowanie zewnętrznych elementów
drewnianych, podłączenie solara i kilku innych drobnych rzeczy, które jednak nie przeszkadzają w
normalnym jej użytkowaniu.
Ale może od początku.
W 2011 roku moja
Szwagierka postawnowiła wybudować w swoim ogrodzie basen. W miejscu gdzie miał
powstać stała stara szklarnia. Zawsze z zazdrością na nią patrzyłam, na rosnące
w niej pomidory, na winorośl, brzoskwinię i inne rośliny, które tworzyły
niesamowity klimat w tym miejscu. Gdy projekt basenu był już gotowy, Szwagierka
zapytała nas, czy chcemy ich szklarnię. Moja radość była przeogromna! Elementy
ścianek i dachu były w bardzo dobrym stanie, mimo, że jej drewniana konstrukcja
ma już kilkadzisiąt lat (stała w ogrodzie, gdy A-L z mężem kupowali ten dom
wiele lat temu). Musieliśmy tylko wybudować murowaną część, na której osadzona
miała być część szklarniową pawilonu (zamiast szkła dach i sciany wykonane są z
poliwęglanu komorowego).
W wakacje 2012 roku zaczęliśmy więc przygotowania pod fundament. Poprosiliśmy znajomego pana, żeby pomógł nam wykopać miejsce pod fundament oraz przekopać się rzez ogród do domu celem podłączenia prądu i wody doszklarni. No i sie zaczęło. W ciągu paru dni wybudowaliśmy mur w wysokości 1,2m (tym razem obyliśmy się bez Polskich Fachowców, którzy budowali Mały Domek kilka lat wcześniej, ale o tym projekcie będzie wkrótce), otynkowaliśmy go to tak, że wygląda jakby miał bardzo starą elewację (tynk zaraz po nałożeniu był przecierany wielką szczotą).
W wakacje 2012 roku zaczęliśmy więc przygotowania pod fundament. Poprosiliśmy znajomego pana, żeby pomógł nam wykopać miejsce pod fundament oraz przekopać się rzez ogród do domu celem podłączenia prądu i wody doszklarni. No i sie zaczęło. W ciągu paru dni wybudowaliśmy mur w wysokości 1,2m (tym razem obyliśmy się bez Polskich Fachowców, którzy budowali Mały Domek kilka lat wcześniej, ale o tym projekcie będzie wkrótce), otynkowaliśmy go to tak, że wygląda jakby miał bardzo starą elewację (tynk zaraz po nałożeniu był przecierany wielką szczotą).
Następnie z pomocą
wszystkich członków rodziny nasadziliśmy górną część szklarni na podmurówkę. W
narożniki szklarni posadziliśmy winorośle. Projekt na tym etapie został
zakończony we wrześniu 2012 roku.
W marcu 2013 roku prace zostały wznowione :-) Przede wszystkim przygotowaliśmy grunt pod podłogę, czyli wysypaliśmy żwirem, ułożylismy instalację do ogrzewania podłogowego, które będzie podpięte do solara, majacego na celu ogrzanie wiosną szklarni, tak, żeby szybciej móc rozpocząć sezon wegetacyjny. Następnie na żwir wysypany został piasek i położone cegły podłogowe. W maju do wielkich skrzyń posadziłam pierwsze pomidory i ogórki. Winorośle wypuściły listki, więc szklarnia spełniła swoje zadanie zimą.
Szklarnia ma być pawilonem
ogrodowym z roślinami rosnącymi w specjalnych skrzyniach. Jedynymi roślinami
wsadzonymi bezpośrednio w ziemię są tylko winorośle. Kilka dni temu w ziemi
wokół nich zasiałam maciejkę, zobaczymy czy wzejdzie i będzie pachnieć w letnie
wieczory :-)
Tak było w zeszłym roku:
W zeszłym roku miałam dwie
wielkie skrzynie na pomidory i ogórki, w tym już są trzy.
Takie mialam zbiory w ubiegłym roku:
W tym roku pomidory
wysiałam sama, w styczniu będąc w Warszawie udało mi sie kupić nasionka pomidorów
malinowych i bawolich serc. Wysiałam w lutym, nie myślałam, że z nich coś
będzie. A jednak, udało się. Wzeszły
wszystkie, w sumie miałam 65 pomidorkó. Część z nich rośnie w skrzyniach w
szklarni, część w gruncie za szklarnią, część w skrzyniach w warzywniaku w
ogrodzie. Łącznie 38 krzaków! Resztę krzaczków rozdałam.
Tak pomidorki wyglądały w okolicy Wielkanocy:
Na razie wszystkie
krzaczki kwitną, a kilka z nich w szklarni ma już pomidorki na gałązkach.
Szklarnia od wiosny do października staje
się living roomem. Praktycznie każdy wieczór choć chwilę spędzam w niej. Choćby po to, żeby podlać rośliny. Od
piatku do niedzieli obowiązkowo jemy w niej późny obiad lub kolację. W ciągu dnia jest w niej zdecydowanie za
gorąco, ale wieczory są cudowne, rozgrzane w ciągu dnia cegły oddają ciepło,
podlane rośliny pachną, w zeszłym roku pomidory wisały na kiściach jak
winogrona. Bajka.
Przy budowie tej szklarni namęczyłam się koszmarnie. Kilka razy przeklęłam pomysł jej budowy i żałowałam, że po prostu nie kupiliśmy gotowej szklarenki na aluminiowym stelażu. Ale w takich chwilach natychmiast zaczynałam myśleć o remoncie mieszkania w Warszawie, (jeśli ktoś chciałby zobaczyć to pobojowisko to TU jest kilka zdjeć) przez który sama przechodziłam rok wcześniej, trwał trzy miesiące, w tym czasie przewinęły się dwie ekipy remontowe, spotkałam kilkoro ludzi niesolidnych i niesłownych, totalnie niemyślących logicznie, co drugi z fachowców okazywał się alkoholikiem. Myślałam, że piekło związane z tym remontem nigdy się nie skończy. Kilka razy wśród gruzu na tej mojej "budowie" siedziałam na wiaderku z goldbandem i płakałam z bezsilności. Ale w końcu skończyło się. A satysfakcja i radość z efektu była tak wielka, że o trudach, przez które przeszłam, szybko zapomniałam. Ze szklarnią było podobnie. Te cudowne wieczory rekompensują cały wylany pot, nadwyrężone i bolące kolano i zmęczenie podczas jej budowy.
Bo zrobienie włąsnoręcznie czegoś co potem długo cieszy daje ogromną satysfakcję!
Późno już... pisząc o miłych rzeczach czas szybko leci.
Dobranoc.
Dzień dobry :-)
//K.
PS. Powyżej dołączyłam kilka zdjęć. Na facebookowym
Korsaberg jest cały album, do którego wpadają na bieżąco zdjęcia ze szklarni.
Pieknie napisane! Mam szczera nadzieje, ze kiedys uda mi sie Ciebie odwiedzic, ze usiadziemy w tej pieknej szklarni, pachnacej pomidorkami i maciejka :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Agnieszka :)
UsuńAga, Tomuś, wiecie, że jak tylko będziecie mieli chwilę i bedziecie chcieli to dzwonicie, pakujecie Luckusia i przyjeżdżacie!
UsuńMam wielką nadzieję, że mnie odwiedzicie :-)
Buziaczki dla Was i w nosek dla Luckusia od cioci Karo :-) :-*
Kolejny raz się zachwycam :) Pięknie tam masz!
OdpowiedzUsuń:-) dziękuję :-)
UsuńKarolinko . Zawsze jak Cię czytam to zazdroszczę Ci jak Ty to robisz , że masz na wszystko !!!! czas ? Wydaje mi się , że jestem bardzo zorganizowaną osobą , ale nigdy nie udaje mi się tyle zrobić co Ty . Ciągle brakuje mi na coś czasu i ciągle coś odkładam na póżniej . A ty nie . Wielki Szacunek Kochana :) Piękne te Twoje rośliny i wnętrza . Jak to robisz ?
OdpowiedzUsuńDorotko, zawsze jest tak, że coś za coś. W tym wypadku również. Czas spędzony na budowie, w ogrodzie i szklarni odbija się na domu. Ostatnio prasowałam ubranie dla córki 5 min przed przyjazdem autobusu szkolnego, bo wszystko albo brudne albo jeszcze na suszarce wisi... Nie mam czasu na wszystko, ale są w tej chwili rzeczy ważniejsze, jeszcze miesiąc i mam nadzieję, że wszystko wróci do normy :-)
UsuńAczkolwiek gdyby doba miała ze trzy godziny więcej nie obraziłabym się :-)
Pozdrawiam ciepło :-)
Nie podpisałam . Cala Ja .
OdpowiedzUsuńDorota
Ciekawie prowadzony blog. Fajna szklarnia, aż żal, że tak mało miejsca na rośliny masz. Pozdrawiam Ewa
OdpowiedzUsuń