W czwartek w
ubiegłym tygodniu otrzymaliśmy zamówionego kilka tygodni wcześniej dzika. Dzika
upolowanego w lasach w okolicy mojej szwedzkiej wioski. Dzików naszych lasach
jest sporo a odstrzał zwierząt odbywa się pod kontrolą odpowiedniego organu w
tut. Urzędzie Wojewódzkim. Każdy myśliwy jest zrzeszony w jakiejś grupie
łowieckiej, grupy te otrzymują informacje jakie dzikie zwierzęta, ile sztuk i w
jakim wieku można upolować w danym sezonie. Wielu mysłiwych poluje we własnych
lasach. Wszystko jest legalne, bez kłusownictwa.
W czwartek opublikowałam na instagramie zdjęcie grafiki "rozbioru pułtuszy świni"
W czwartek opublikowałam na instagramie zdjęcie grafiki "rozbioru pułtuszy świni"
Źródło: Rzeczpospolita
Opisałam to
zdjęcie następująco: "Dzik z pobliskiego
lasu wylądował pod nożem. To bardziej humanitarne niż hodowla zwierząt na rzeź".
W związku z kontrowesjami jakie powstały w komentarzach pod tym zdjęciem na
moim profilu na FB chciałam rozwinąć tę myśl i napisać dlaczego tak
uważam.
W Szwecji
chodowla trzody chlewnej jest restrykcyjnie kontrolowana. Każdy
"producent" - słyszycie jak to brzmi, producent mięsa (a to są żywe
zwierzęta!) jest zobligowany do zapewnienia zwierzętom optymalnych warunków,
nie wolno ich przywiązywać, tak jak to ma miejsce w sąsiedniej Danii. Locha
karmiąca jest oddzielona od swoich maluchów specjalną kratą (żeby ich nie
przygnieść), pod którą maluchy mogą przejść do mamy na karmienie ale ona sama
nie może wejść na ich "posłanie" umieszczone pod specjalnymi lampami
grzewczymi. W Danii locha jest przywiązywana! Zwierzęta w Szwecji muszą mieć
zapewnioną minimalną powierzchnię w swoich boksach jeśli nie są chodowane na
wolnym wybiegu. Dodatkowo zwierzęta przeżywają ogromny stres zwiazany z transportem
z miejsca chowu do ubojni. Jak jest z ubojem zwierząt też wszyscy wiemy. Dzikie
zwierzę całe swoje życie spędza na wolności, nie ma stresu związanego z
przebywaniem z ciasnych boksach, żyje zgodnie ze swoją naturą. Śmierć dzikiego
zwierzęcia jest bardzo szybka, strzał w klatkę piersiową (serce) powoduje
śmierć na miejscu bez zbędnego cierpnienia i stresu.
Polowanie na
zwierzęta towarzyszy ludzkości od początku. Przez wieki ludzie polowali, nie
dla rozrywki tyko żeby przeżyć. Tzw. prawo natury. I to właśnie miałam na
myśli, pisząc, że to bardziej humanitarne.
Od dawna unikam jak ognia duńskiej wieprzowiny, ze względu na niehumanitarne traktowanie zwierząt oraz na zwiększone ryzyko zakażenia mięsa salmonellą (zdarza się, że duńskie mięso wieprzowe i drobiowe jest zakażone salmonellą). Generalne unikam kupowania mięsa i wędlin w supermarketach. Wędliny kupujemy "u Węgra" :-) Gdzieś na południu Småland znajduje się mała firma, która skupuje mięso od okolicznych rolników i we własnym zakresie przetwarza je na świetne wędliny, wędzonki, szynki. Raz w miesiącu przyjeżdża samochód-chłodnia do mojego miasta, kupuję wtedy zapas na około 3 tygodnie, wędzone wędliny i kiełbaski wytrzymują zawieszone w spiżarni wiele dni bez zepsucia się, szynkę dzielę na części i mrożę. I w tym przypadku mogę powiedzieć, że wiem co jem. Jeśli chodzi o mięso to30 kg
mięsa z dzika, około 12 kg
mięsa jagnięcego (kupujemy raz w roku gotowe poporcjonowane już mięso od
lokalnego producenta, de facto ojca szkolnej przyjaciółki mojej córki). Oczywiście
minusem kupowania jednorazowo takiej ilości mięsa jest jego mrożenie, ale wolę
mrożone eko niż co tydzień świeże mięso ze sklepu, faszerowane antybiotykami i
paszą zbożową. Drób systematycznie w miarę naszego zapotrzebowania kupuję
bezpośrednio u "producenta drobiu" w sąsiednim miasteczku. Mailowo
składa się zamówienie, a w każdy piątek przyzakładowy sklep sprzedaje zamówionie
wcześniej mięso. Prócz mięsa jemy dużo warzyw i ryb. Z warzywami jest gorzej,
nie mam w okolicy gospodarstwa, w którym mogłabym wszystkie warzywa kupić,
natomiast przykładam dużą uwagę do tego co kupuję w sklepie, najczęściej
wybieram produkty eko.
Od dawna unikam jak ognia duńskiej wieprzowiny, ze względu na niehumanitarne traktowanie zwierząt oraz na zwiększone ryzyko zakażenia mięsa salmonellą (zdarza się, że duńskie mięso wieprzowe i drobiowe jest zakażone salmonellą). Generalne unikam kupowania mięsa i wędlin w supermarketach. Wędliny kupujemy "u Węgra" :-) Gdzieś na południu Småland znajduje się mała firma, która skupuje mięso od okolicznych rolników i we własnym zakresie przetwarza je na świetne wędliny, wędzonki, szynki. Raz w miesiącu przyjeżdża samochód-chłodnia do mojego miasta, kupuję wtedy zapas na około 3 tygodnie, wędzone wędliny i kiełbaski wytrzymują zawieszone w spiżarni wiele dni bez zepsucia się, szynkę dzielę na części i mrożę. I w tym przypadku mogę powiedzieć, że wiem co jem. Jeśli chodzi o mięso to
Jeśli chodzi o
produkty mleczne i nabiał to kupujemy produkty z mleczarni Wapnö Gård w pobliskim
Halmstad. Duży, lokalny producent mleka, u którego krowy pasą się od wiosny do
jesieni na łąkach, w oborach nie stoją w boksach tylko chodzą luźno po
ogromnych wiatach wyścielonych słomą. Mleko prosto z "dojarki" spływa
do mleczarni oddalonej o kilkanaście metrów, w której produkowane są wszelkiego
rodzaju produkty mleczarskie. Wapnö Gård prócz mleka od jakiegoś czasu
produkuje również produkty mączne. Różne rodzaje mąk, płatki owisane, otręby
etc. Tego akurat już nie kupuję, bo od pół roku nie jem produktów zbożowych i
cukru. Przestawiłam się na dietę niskowęgowodanową. Zresztą z wielką korzyścią
dla zdrowia i samopoczucia!
Źródło: www.wapno.se
Dla mnie
slowfood to przede wszystkim skupienie się na tym, żeby świadomie wybierać żywność.
Żeby wybierać produkty od lokalnego producenta lub z pewnego źródła. Unikać
żywności niewiadomego pochodzenia, przygotowywać posiłki od podstaw, ze
świeżych produktów. Raz w życiu kupiłam mrożonego "gotowca", było to jakieś
danie rybne do odgrzania w mikro lub w piekarniku. Odgrzałam, przełożyłam na
talerz, posmakowałam i... całe danie wylądowało w koszu na śmieci. Tego nie
dało się zjeść.
I nikt mi nie
powie, że przygotowanie posiłków od podstaw zabiera dużo czasu, ja w ciągu max.
30 minut (przygotowanie) plus czas na gotowanie, pieczenie, etc... mam codzienny
obiad. Smaczny i zdrowy. A przygotowanie bardziej fantazyjnych posiłków w
weekendy, kiedy jest czas na bawienie się w kuchni, uwielbiam!
Prawdopodobnie
na moje obecne podejście do żywności i przygotowywanie jedzenia miała wpływ
moja krótka acz intensywna przygoda z gastronomią jakiś czas temu, z miejscem,
gdzie duży nacisk kładło się na to co i gdzie się kupowało a potem jak się te
produkty przygotowywało i serwowało. Ale to jest już inna historia.
Zgłodniałam.
Zupa, którą nastawiłam jakis czas temu powinna być już gotowa. Pachnie
obłędnie! A to nic takiego, zwykła pomidorowa, gotowana na bulionie z piersi z
kurczaka i warzyw, z pomidorami przesmażonymi na maśle. Moja córka zaczyna wymownie
krążyć po kuchni.
Czas na zdrowy obiad
:-)
//K.